Nikt nie widzi mojego cierpienia. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, nikt....
Leżałam tak jeszcze dłuższa chwilę. Postanowiłam się ogarnąć, poszłam do łazienki, zmyć make-up i przebrać się w dresy. Usiadłam w moim pokoju i spoglądałam przez okno. Miałam widok na jakiś fioletowy pokój. Chyba jakiejś dziewczyny. Patrzyłam jeszcze chwile. potem poszłam do mojej nowej przestronnej kuchni. Nigdy się nie połapie gdzie leży kakałko. Kuchnia ma tzw. wyspę oraz wile pięknych brzozowych szafek. Co ja wam się będę rozpisywała na temat kuchni ;P Po zrobieniu sobie picia postanowiłam iść do pokoju ( znowu) , usiadłam na oknie i sączyłam kakao. Nagle w oknie pojawiła się jakaś postać. Skądś ją znałam. Próbowałam sobie przypomnieć, lecz nie mogłam. Osoba ta też mnie zauważyła i podeszłą bliżej. Wreszcie skapnęłam się kto to. Był to nie jaki pan bogaty ( czyt. Justin) . Szybko się odwróciłam i rzuciłam na łóżko. Pierwszy raz płacze przez chłopaka. Nawet po rozstaniu z Kaylem ( mój były) nie płakałam. Ten dupek( czyt. Justin) nie zasłużył sobie na moje łzy. Z Kaylem jesteśmy przyjaciółmi, przepraszam byliśmy dopóki mnie tu nie zaciągnęli. Grrr........ wczoraj pewnie jednak wyszłam na bogaczkę. Zapomniałam o kakałku, bez niego ani rusz( od aut. B-e-K-AaA). Poszłam po nie a w oknie stała nadal Justin. Zauważyłam ze był ładny, miał te piękne brązowe oczka ( *.*) a jego włosy i styl ubieranie nie pozostawiała nic do życzenia. Niksa otrząśnij się nie zakochujesz się w nim. Remember ! Chłopak spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się blado.
- Co on sobie myśli, że ten jego uśmieszek( czyt. boski uśmieszek) wszystko zmieni? Pff.. Jest w błędzie. Nie jestem ufna, tu na pewno to się nie zmieni. - mówiłam cicho, samo do siebie.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam na dół. Mówiąc pod nosem - " Kto o tej godzinie czegoś chce?"
- Tak?- spytałam otwierając drzwi.
- Dzień dobry, jestem Patty. Przyszłam do twojej mamy- powiedziała miło nastawiona kobieta.
- Witam! Mama jeszcze nie wróciła, ale zapraszam- powiedziałam otwierając szerzej drzwi.
- Dobrze,dziękuje. Przyprowadziłam też syna. Czy będzie przeszkadzał?- spytała kobieta, przekraczając próg mojego mieszkania.
- Nie, nie- mówiłam nadal się uśmiechając.
- Zapraszam do salonu
- Dziękuje- powiedział kobieta.
- Nicol- przedstawiłam się pani Patty, podając jej rękę.
- Miło mi, Patty
- Przynieść coś do picia?
- Poproszę wody
- Dobrze to zaraz wracam- powiedziałam wchodząc do kuchni.
Przygotowałam wodę i udałam się do pokoju. Na kanapie siedział nie jaki Justin. Z wrażenie upuściłam szklankę i oczy zwrócił się w moją stronę.
- Przepraszam panią- powiedziałam zbierając szkło.
- Nic się nie stało, przecież nie jesteś kopciuszkiem- mówiąc to kobieta uśmiechnęła się serdecznie.
Po chwili byłam w salonie z nową szklanka wody. Podałam ją kobiecie.
- O to mój syn- pokazał wskazując na chłopaka.
- Taa... Mogę zadać mu jedno pytanie?- spytałam.
- Tak- powiedział chłopak.
- A więc nie wierzyłeś prawda? Jak zauważyłeś panie bogaty, nie jestem biedaczką- powiedziałam i osiadłam na fotelu.
- No...- mówił i się jąkał.
- STOP! Że co mój syn, tak cię nazwał? -spytała oburzona kobieta.
- Nie, to nic takiego- powiedziałam.
- Jak to nic!
- Spokojnie, proszę Pani- uspokajałam kobietę.
- Justin, jak mogłeś?- spytała Patty.
- Gdy wczoraj wyszedłem, poszedłem do skate parku i ja zobaczyłem miałem kaptur. Zwróciła się do mnie stary.- uraziło mnie to.
- Nicol?- spytała kobieta.
- Bo ja myślałam, że ten chłopak na rampie to zagorzały skater. A my skaterzy to jedna wielka rodzina. Przepraszam jeśli go uraziłam- powiedziałam.
- Jestem zagorzałym skaterem!- krzyknął zdenerwowany chłopak.
- Napijesz się czegoś?- spytałam.
- Nie zmieniaj tematu, mała!
- Nie mów tak do mnie, nie masz prawa!
- Mam!
- To, że masz forsę nie znaczy, iż wszystko możesz! To, że jest mi trudno nie powinno ci dawać satysfakcji, a jak widzę daje. Straciłam wszystko, a teraz wpieprzasz się jeszcze ty!- powiedziałam.
- Och, dzieci przestańcie! - krzyknęła pani Patty.
- Przepraszam- powiedziałam pełna skruchy.
- Ja też- powiedział zwyczajnie chłopak.
- Jestem!- krzyknęła mama z korytarza.
- Cześć!- odkrzyknęłam jej.
- O, Patty!- powiedziała mama.
- Hej Vanessa
- Skarbie zabierzesz kolegę na górę?- spytała mnie matka.
- Chyba ty!- krzyknęłam i popatrzyłam na nią piorunującym wzrokiem.
- Nikita!
- Hahahhahahah- śmiał się w niebo głosy Justin.
- Z czego się ryjesz?
- Z ciebie!
- Ta, bo to takie śmieszne bogaczu!
- Dzieci!- wydarła się moja mamusia.
- Tak?- zwróciłam się w jej stronę.
- Pójdziesz z kolegom na górę, dopóki się nie pogodzicie nie schodzić na dół. A i jak się nie pogodzicie śpi u ciebie w pokoju.
- Że co?
- Dobrze słyszałaś
- Zabierasz mi wszystko przyjaciół, chłopaka, Pika i pasje. Rozumiesz Pik może już nie żyć. Nigdy nie wygram lub przegram na nim zawodów. Został mi Player, tylko on. A teraz zabierasz mi przestrzeń osobistą.
Chodź już!- krzyczałam.
- A zapomniałam dodać NIENAWIDZĘ CIĘ!- krzyknęłam i wbiegłam do pokoju.
Położyłam się na łóżko i zaczęłam wyciągać z pod poduszki zdjęcia naszej LA' owskiej paczki. Znalazłam tez zdjęcie konia, którego pokochałam bardziej niż wszystkich. Justin chyba to wszystko obserwował, ale mnie to nie obchodziło. Zaczęłam gadać sama do siebie.
- Nigdy nie zostaniecie mi obojętni
Znów płacz.Dlaczego ja? Justin tylko się na mnie gapił. Nagle podszedł i przytulił.
- Co on sobie myśli, że ten jego uśmieszek( czyt. boski uśmieszek) wszystko zmieni? Pff.. Jest w błędzie. Nie jestem ufna, tu na pewno to się nie zmieni. - mówiłam cicho, samo do siebie.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam na dół. Mówiąc pod nosem - " Kto o tej godzinie czegoś chce?"
- Tak?- spytałam otwierając drzwi.
- Dzień dobry, jestem Patty. Przyszłam do twojej mamy- powiedziała miło nastawiona kobieta.
- Witam! Mama jeszcze nie wróciła, ale zapraszam- powiedziałam otwierając szerzej drzwi.
- Dobrze,dziękuje. Przyprowadziłam też syna. Czy będzie przeszkadzał?- spytała kobieta, przekraczając próg mojego mieszkania.
- Nie, nie- mówiłam nadal się uśmiechając.
- Zapraszam do salonu
- Dziękuje- powiedział kobieta.
- Nicol- przedstawiłam się pani Patty, podając jej rękę.
- Miło mi, Patty
- Przynieść coś do picia?
- Poproszę wody
- Dobrze to zaraz wracam- powiedziałam wchodząc do kuchni.
Przygotowałam wodę i udałam się do pokoju. Na kanapie siedział nie jaki Justin. Z wrażenie upuściłam szklankę i oczy zwrócił się w moją stronę.
- Przepraszam panią- powiedziałam zbierając szkło.
- Nic się nie stało, przecież nie jesteś kopciuszkiem- mówiąc to kobieta uśmiechnęła się serdecznie.
Po chwili byłam w salonie z nową szklanka wody. Podałam ją kobiecie.
- O to mój syn- pokazał wskazując na chłopaka.
- Taa... Mogę zadać mu jedno pytanie?- spytałam.
- Tak- powiedział chłopak.
- A więc nie wierzyłeś prawda? Jak zauważyłeś panie bogaty, nie jestem biedaczką- powiedziałam i osiadłam na fotelu.
- No...- mówił i się jąkał.
- STOP! Że co mój syn, tak cię nazwał? -spytała oburzona kobieta.
- Nie, to nic takiego- powiedziałam.
- Jak to nic!
- Spokojnie, proszę Pani- uspokajałam kobietę.
- Justin, jak mogłeś?- spytała Patty.
- Gdy wczoraj wyszedłem, poszedłem do skate parku i ja zobaczyłem miałem kaptur. Zwróciła się do mnie stary.- uraziło mnie to.
- Nicol?- spytała kobieta.
- Bo ja myślałam, że ten chłopak na rampie to zagorzały skater. A my skaterzy to jedna wielka rodzina. Przepraszam jeśli go uraziłam- powiedziałam.
- Jestem zagorzałym skaterem!- krzyknął zdenerwowany chłopak.
- Napijesz się czegoś?- spytałam.
- Nie zmieniaj tematu, mała!
- Nie mów tak do mnie, nie masz prawa!
- Mam!
- To, że masz forsę nie znaczy, iż wszystko możesz! To, że jest mi trudno nie powinno ci dawać satysfakcji, a jak widzę daje. Straciłam wszystko, a teraz wpieprzasz się jeszcze ty!- powiedziałam.
- Och, dzieci przestańcie! - krzyknęła pani Patty.
- Przepraszam- powiedziałam pełna skruchy.
- Ja też- powiedział zwyczajnie chłopak.
- Jestem!- krzyknęła mama z korytarza.
- Cześć!- odkrzyknęłam jej.
- O, Patty!- powiedziała mama.
- Hej Vanessa
- Skarbie zabierzesz kolegę na górę?- spytała mnie matka.
- Chyba ty!- krzyknęłam i popatrzyłam na nią piorunującym wzrokiem.
- Nikita!
- Hahahhahahah- śmiał się w niebo głosy Justin.
- Z czego się ryjesz?
- Z ciebie!
- Ta, bo to takie śmieszne bogaczu!
- Dzieci!- wydarła się moja mamusia.
- Tak?- zwróciłam się w jej stronę.
- Pójdziesz z kolegom na górę, dopóki się nie pogodzicie nie schodzić na dół. A i jak się nie pogodzicie śpi u ciebie w pokoju.
- Że co?
- Dobrze słyszałaś
- Zabierasz mi wszystko przyjaciół, chłopaka, Pika i pasje. Rozumiesz Pik może już nie żyć. Nigdy nie wygram lub przegram na nim zawodów. Został mi Player, tylko on. A teraz zabierasz mi przestrzeń osobistą.
Chodź już!- krzyczałam.
- A zapomniałam dodać NIENAWIDZĘ CIĘ!- krzyknęłam i wbiegłam do pokoju.
Położyłam się na łóżko i zaczęłam wyciągać z pod poduszki zdjęcia naszej LA' owskiej paczki. Znalazłam tez zdjęcie konia, którego pokochałam bardziej niż wszystkich. Justin chyba to wszystko obserwował, ale mnie to nie obchodziło. Zaczęłam gadać sama do siebie.
- Nigdy nie zostaniecie mi obojętni
Znów płacz.Dlaczego ja? Justin tylko się na mnie gapił. Nagle podszedł i przytulił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz